To był stresujący ponadtydzień. Musiałam mocno trzymać kciuki. Ale skończyło się spektakularnie. Ulga, duma, szczęście...
Chodziła za mną zieleń. Konkretnie, zielona sukienka. W kwiatuchy. Chodziła chodziła, aż wychodziła. Dokładnie taka, jaką sobie wymyśliłam. Czary. Dodatkowo skojarzyła mi się z tym obrazem Alexa Katza. Którego odkryłam wczoraj. Przypadkiem. Albo nie przypadkiem...
Kwiatuchy na obrazie Alexa Katz'a:
A na pewnym podwórku rośnie dwukolorowe drzewo: