Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego tu jestem ze swoim blogiem, to możliwość pokazania szerszemu gronu swoich sTworzeń włóczkowych. Bo tak poza tym, to lubię być niedorobiona, niedomalowana, niedomodowana. Lubię swoje stare ciuchy z szafy bardziej niż te z wielkich sklepów. Dziergam jak szalona nie wyrabiając się czasowo z pokazywaniem rękodziełek, douczam się i odkrywam. To co zrobię jest natchnieniem do moich "ałtfitów" (żebyście słyszały/eli śmiech na sali moich chłopaków: męża i syna, kiedy wypowiedziałam to magiczne szafiarskie słowo! :D)
Zrobiłam kolejny stWOREK(Długa Wąska Kicha) i kupiłam znowu tanie sandały na kiermaszu obwoźnym, co doprowadziło do odprasowania mojej kilkuletniej już kiecki (lnianej!) (z sh) i poszperania za staaaryyymi kolczykami, co by dopełniły reszty jakoś z sensem. Wykorzystałam też włóczkową bransoletkę hand made by ja. I tak oto staję przed Wami po raz kolejny, tym razem zdrowo zaróżowiona (a tło wskazał mi syn):
Przy okazji różowości. Taki naszyjnik zrobiłam: